OBSERWATORZY

środa, 30 czerwca 2010

Fioletowe wyzwanie

Nieśmiało podjęłam fioletowe wyzwanie w Szufladzie. Mam dużą tremę jak wypadnie moja dzieło wśród prac tak znanych projektantek, jak te, które założyły Szufladę. Nie przepadam za fioletowym kolorem, więc to było dla mnie prawdziwe wyzwanie. Znalazłam resztki kolorowego kordonku i tak powstała  szkatułka z bratkami. Fiolety z odrobiną złota.



A co słychać u mnie??? Nareszcie mam wakacje. Brysia pojechała na miesiąc do swojego ojca. Nie muszę jej czesać warkocza, odpowiadać na miliony pytań, uczyć, poprawiać. Odpoczywam. Zobaczymy czy i kiedy za nią zatęsknię. Jadnak to prawie moje dziecko. Jest u nas od 4 lat.

Lucyna, Oslun  czekam na wiadomości kiedy chcecie mnie odwiedzić. Lucyna adres mój masz. Wyślę Ci na maila mój numer telefonu, bo jak będziesz we Wielu to nie darowałbym sobie gdybyś nie wpadła na kawę.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Miesięcznica

zMinął miesiąc od powstania tego bloga. Szybko zleciało. Już nie zastanawiam się, czy warto nadal pisać. Poznałam co prawda wirtualnie, ale i to dobre, sporo fajnych ludzi. Do niektórych czuję prawdziwą sympatię i mam nadzieję, że kiedyś poznam ich, a właściwie je w realu. U mnie z tymi spotkaniami to nie jest zbyt ciekawie. Wyrwać się z  mojej wsi to nie jest prosta sprawa. Wszędzie daleko, a o dobrej komunikacji  to można tylko pomarzyć. Pozostaje więc samochód. No i tu wypływa sprawa kierowcy. Muszę męża prosić o pomoc a to bardzo zajęty człowiek i w dodatku nie bardzo lubi jak wyjeżdżam. Moim największym (nie jedynym) błędem życiowym jest to, że nie zrobiłam prawa jazdy. Wybrać się gdzieś nie jest mi łatwo, ale mogę przyjmować gości u siebie. Jak któraś z Was czytających i komentujących będzie na Kaszubach i wyrazi chęć odwiedzenia mnie to proszę o wiadomość. Zapraszam.

Niedawno barbaratoja    zaprosiła mnie do zabawy w 5 rzeczy które odmieniły moje życie. Ja myślę tak

Wiara w boga
Gdyby nie wiara nie dałabym sobie rady w najtrudniejszych momentach. Przeżyłam trudne dzieciństwo, stratę dziecka, ciężką chorobę męża. Przetrwałam może nawet mocniejsza i mądrzejsza życiowo
Robótki 
Od wczesnego dzieciństwa robiłam na drutach. Tego nauczyła mnie mama. Mając 10 lat nauczyłam się z książki szydełkowania. Jako nastolatka (bardzo gruba) chcąc dobrze wyglądać nauczyłam się szyć. Żadne prace plastyczne nie były mi obce.  Chciałabym kiedyś powrócić do malowania i tkania
Wieś
Ja gdańszczanka z urodzenia i wychowania po urodzeniu dzieci zamieszkałam na kaszubskiej wsi. Zostawiłam dobrą pracę i postanowiłam wychowywać synów. Wyciszyłam się i na wiele rzeczy spojrzałam z innej perspektywy . Zrozumiałam, że prostota nie zawsze równa się głupota.
Internet
Internetowi a właściwie bardziej forum u Maranty bardzo wiele zawdzięczam. Zawsze dużo wykonywałam różnych prac manualnych, ale przeważnie dla innych. U Maranty zobaczyłam, że większość robótkuje tylko dla siebie. Pomyślałam, dlaczego ja nie umiem znaleźć złotego środka?? Staram się to zmienić. Robię także ciuszki dla siebie. To forum jest także nieustającym źródłem inspiracji dla mnie, chociaż rzadko korzystam z gotowych wzorów.
Książki  
Kocham książki. Uwielbiam czytać, chociaż moi domownicy nie lubią jak ja to robię. Po prostu jestem wtedy w innym świecie i nie ma ze mną kontaktu. Czasami trzeba aż mną potrząsnąć abym usłyszała co do mnie mówią. Czytam wszystko i lubię mieć książki na własność. Otworzyć nową, pachnącą książkę to największa przyjemność. Szkoda, że tak rzadko mam na to sposobność. Pieniądze na razie są bardziej potrzebne na rodzinne wydatki. Jestem optymistką i wierzę, że to się kiedyś zmieni. Dobrze, że są jeszcze biblioteki.

Zapraszam do zabawy tkaitę, Atę i Lucynę

Co do robótek to dzisiaj zrobiłam kolejną szkatułkę. Pokaże ją jak będzie już usztywniona. Na dniach skończę także letnią bluzkę z elementów.

Na razie robię to


piątek, 25 czerwca 2010

Po imieninach

Ten post zacznę oczywiście od podziękowań. Naprawdę z całego serca dziękuję za wszystkie życzenia imieninowe, te z komentarzy i te mailowe. Chyba jeszcze nigdy naraz, nie przeczytałam tylu miłych słów. To był bardzo miły dzień. Oczywiście nie pomyliłam się i goście też byli.

A teraz opis  skromnego imieninowego menu:

1 Sernik bez twarogu


Przepisu na razie nie zamieszczam, bo Ata zwróciła mi uwagę, że to popularny na blogach styropian. Mój przepis trochę się różni , ale w sumie niewiele. Gdyby ktoś był zainteresowany to oczywiście napiszę przepis ale nie chciałabym się powtarzać.

2 Cytrynowiec


Przepis jest prosty. Na spód ciasta potrzebny jest biszkopt. Myślę,że każdy ma swój sprawdzony przepis, ale oczywiście gdyby zaistniała potrzeba to pomogę i opiszę jak ja robię biszkopt.  Na biszkopt wykładamy masę cytrynową. Oto jej składniki i sposób wykonania.
2 budynie śmietankowe lub waniliowe gotujemy w 0,5 litra wody. Do tego dodajemy skórkę i sok z 1 cytryny oraz 0,5 szklanki cukru. Do gorącego budyniu wsypujemy suchą galaretkę cytrynową i miksujemy do rozpuszczenia. Taki budyń chłodzimy. Po wystudzeniu dodajemy 1 kostkę "Kasi" i znowu miksujemy. Wykładamy tą masę na biszkopt. Następna warstwa to śmietana.
0,5 litra śmietany kremówki ubijamy. W zależności  od upodobań można dodać trochę cukru pudru. W małej ilości wody rozpuścić 3 łyżeczki żelatyny. Po wystudzeniu dodać ją do śmietany, zmiksować  i wszystko wyłożyć na masę cytrynową.
Na wierzch dajemy co kto lubi. Może być utarta czekolada, polukrowane i namoczone w alkoholu herbatniki, lub tak jak lubią moje chłopaki cytrynową galaretkę.

3 Sałatka makaronowa ze smażonym słonecznikiem   


Bardzo prosta sałatka.
Gotujemy w osolonej wodzie paczkę makaronu(400-500g) Warto zainwestować w lepszy makaron, który potem nie skleja się. Ja użyłam makaronu w kształcie ryżu. Następnie kroimy dużą pierś od całego kurczaka w kosteczkę i mieszamy z całym opakowaniem przyprawy kebab lub gyros. Smażymy mięso na oleju. Tego oleju z przyprawą, po wyjęciu usmażonego kurczaka powinno trochę zostać na patelni. Na pozostały tłuszcz wrzucamy słonecznik (200g - ja kupuję w Biedronce) W misce mieszamy ciepły jeszcze makaron, ciepłe usmażone mięso i słonecznik. Dodajemy też kukurydzę z 1 puszki. Mieszamy i pozostawiamy do wystygnięcia i przegryzienia. Przed podaniem mieszamy zimne już składniki z 1 słoikiem majonezu i 1 małym jogurtem naturalnym.

4 Kurczak w sosie pomidorowym z miodem 


Upiekłam tradycyjnie 4 poporcjowane udka kurczaka. Jak kupione w sklepie to pewnie byłoby potrzebne 5 udek, bo te domowo chowane są większe. Użyłam przyprawy złocistej Kamisa i piekłam przez 1,5godziny bez tłuszczu. A teraz przepis na sos
Składniki
1 szkl ketchupu pikantnego
1 szkl drobno pokrojonej cebuli
1 szkl wody
sok z pół cytryny
2 łyżki cukru
2 łyżki miodu
szczypta chili
przyprawa warzywna do smaku
Upieczone mięso wkładamy do brytfanny i zalewamy sosem. Przed podaniem pieczemy pod przykryciem 30-40 min  w 200st

5 Ryba w cieście naleśnikowym


Potrzebne jest
1 kg filetów rybnych (u mnie pstrąg)

Ciasto naleśnikowe:
1 szkl mąki
1 jajko
0,5 szkl wody
łyżka przyprawy do ryb
Mieszamy aż znikną grudki. Obtaczamy w tym cieście porcje ryby i smażymy na oleju.

Przygotowujemy sos
olej ze smażenia ryby na którym smażymy 2 pokrojone w kostkę cebule
2 szkl wody
2 łyżki ostrego ketchupu
mały koncentrat pomidorowy
2 łyżki octu
3 łyżka cukru
łyżka przyprawy warzywnej
słoik papryki konserwowej pokrojonej w kosteczkę
słoik ogórków konserwowych pokrojonych w kosteczkę
Na oleju podsmażamy cebulę.Dodajemy wszystkie składniki, mieszamy i zagotowujemy. Na koniec dodajemy pokrojoną paprykę i ogórki. Sosem zalewamy rybę. Dobrze jest robić to warstwowo, bo ciasto naleśnikowe wchłonie sos i zostanie jakby ryba z jarzynami. Najlepsze następnego dnia po przygotowaniu.

I jeszcze na koniec efekt  spaceru do pobliskiego lasu


Jest jeszcze kilka spraw o których chciałabym napisać, ale to chyba innym razem. Niech ten post będzie całkiem kulinarny
 



środa, 23 czerwca 2010

Wszystko i nic

Są już, są moje słodkości z Australii. Listonosz przyniósł i było ogromne zdziwienie, bo nasza poczta nie działa tak szybko. Strasznie się cieszę. To jakby mój pierwszy prezent imieninowy. W imieniu Brysi bardzo dziękuję za dodatkową czekoladkę i kartkę. Druga czekoladka zginęła w brzuchach moich małych synków (180 i 188 cm wzrostu), a mój mąż zawłaszczył sobie breloczek do kluczy. Jeszcze raz dziękuję.


Skończyłam mój kosz do włóczek z wikliny papierowej. Już jest nawet polakierowany, chociaż nie całkiem wysechł. Podoba mi się ta technika i co ważne niewiele kosztuje. Myślę, że jeszcze do tego wrócę i spróbuję zrobić coś bardziej skomplikowanego i ozdobnego.


W mieszkaniu zakwitły kolejne kwiaty. Pierwszy to nie wiem jak się nazywa, a drugi to hoja.



Niewiele mam czasu dzisiaj na pisanie bo trwają przygotowania do jutrzejszego dnia. Niby nie obchodzę imienin, ale na sto procent goście się zjawią, choćby z ciekawości jak dom wygląda po remoncie. Dla niektórych to dobry pretekst. Następny post więc będzie kulinarny. Upiekłam sernik bez twarogu i cytrynowiec. Na trochę lepszą niż normalnie kolację, gdyby przedłużyło się kawkowanie zrobiłam sałatkę makaronową ze smażonym słonecznikiem i pstrąga w cieście naleśnikowym po japońsku  (dziwna nazwa bo przepis nie ma nic wspólnego z kuchnią japońską, ale funkcjonuje w mojej okolicy pod taką nazwą). Upiekę jeszcze udka kurczaka w sosie pomidorowym z miodem. Starałam się przygotować coś smacznego z produktów, które są w domu. Pstrągi mam prawie zawsze zamrożone, bo w okolicy (kilka kilometrów) są stawy rybne a kurczaki są własnego chowu.

Kończę i zmykam do sprzątania. Potem muszę znaleźć czas dla siebie aby poprawić co się da, aby jutro dobrze wyglądać.

niedziela, 20 czerwca 2010

Szydełkowo i drutowo

Dzisiaj będzie mało ględzenia, a więcej pokazywania tego co zrobiłam ostatnio.

Na pierwszy ogień pójdzie moja niby chanelka, bo przecież bardzo różni się ona od pierwowzoru. Z racji zbliżających się imienin zafundowałam sobie halkę, więc mogę pokazać sukienkę.


Następnie kamizelka z wełny dla męża, o której też już pisałam

Zazdroska, która zawiśnie w wejściu do kuchni (zamiast drzwi hi, hi..


Mój pomysł na deskę sedesową, która jak dla mnie była "za biała"


A na koniec już nie robótkowo niedzielne gofry.


sobota, 19 czerwca 2010

Po remoncie

Uff już po remoncie. Jestem bardzo zmęczona i zadowolona, a właściwie najpierw zadowolona a potem zmęczona. Wiecie jakie były opinie na temat szczególnie nowych mebli kuchennych?? " Jakieś dziwne. Te stare były jeszcze dobre" to teściowa. A inni?? " nikt takich nie ma, ty zawsze musisz być oryginalna", " Trochę za kolorowo u Ciebie", " Dobrze, że pasują do koloru podłogi". Jak zwykle każdy się dziwi. Byłam na to przygotowana. Przez ponad 20 lat tutejsi ludzie nie potrafili zmienić mojego gustu, więc i teraz to się nie stanie.

Ponad 10 lat temu, gdy zaczynała się budowa naszego domu, to było najgorzej. Wybrałam projekt, który całkowicie różnił się od domów dotychczas budowanych. Wszyscy próbowali namówić mnie na zmianę. Dobrze,  że mój mąż mnie poparł, bo było ciężko. Zdanie tutejszych ludzi zobrazuje historyjka związana z naszym murarzem.
Któregoś dnia jak zwykle podczas budowy przygotowałam obiad. Murarz przyszedł do domu teściowej, gdzie wtedy mieszkaliśmy i zakomunikował, że ma nam coś do powiedzenia.  Stwierdził, że ten dom(wtedy już w stanie surowym) jest dobry pod wieloma względami, ale nie da się w nim mieszkać. Byłam przerażona. Myślałam, że wystąpiła co najmniej jakaś  wada w budowie. Na szczęście wszystko się wyjaśniło. Panu murarzowi nie podobało się to, że u nas, oprócz łazienki to na dole nie ma drzwi. Tak się nie da mieszkać, bo ludzie będą widzieli bałagan. Wszystkie pomieszczenia powinny być zamknięte i gości wpuszczać tylko tam, gdzie jest porządek. W wielu domach to jeszcze funkcjonuje. Ludzi zaprasza się do izby paradnej.  Ktoś kto przychodzi do mojego domu po raz pierwszy zawsze twierdzi, że to duży dom, a tymczasem wcale nie różni sie od innych metrażem.
Nie dam się złamać. Jak się uda to w przyszłym roku planuję zrobić płot wokół domu. Znowu będzie oglądanie i gadanie. Trudno. Ja jestem zadowolona a inni muszą pogodzić się z tym, że mieszka tu obcy element. Zresztą młode pokolenie jest  już inne. Znajomi moich synów zawsze chwalą wygląd domu.

No ale koniec z tym tematem.Teraz obiecane zdjęcia:



Coś mi dzisiaj szwankował aparat i zdjęcia nie są zbyt czyste.

Wkrótce zaprezentuję Wam  ukończoną kamizelkę mojego męża i moją chanelkę (halka już jest). Tylko muszę namówić chętnych  do sesji zdjęciowej:))
     

czwartek, 17 czerwca 2010

Jednak mam szczęście!

Wygrałam candy w Conestoga. Dostanę cukieraski aż z Australii. Strasznie się cieszę. Wcale się nie spodziewałam. Na pierwsze candy zapisałam się do Lacrimy, ale ono jeszcze trwa, a z zapisanych to pierwsze się skończyło i to z sukcesem dla mnie. Do mnie też dzisiaj przyleciał motyl. Listonosz przyniósł przesyłkę, ja chciałam płacić, bo spodziewam się przesyłki pobraniowej a tu taka niespodzianka.Same cudne rzeczy. Dostałam je od Moniki. Metodą dedukcji chyba z blogu Mika robótki, ale nie jestem pewna. W broszkach się zakochałam i sama spróbuję coś takiego wyprodukować. Zobaczcie same.


U mnie remont nadal trwa. Do niedzieli choćbym miała paść wszystko musi być posprzątane. Bardzo źle się czuję w takim bałaganie.
Dziergam kamizelkę z wełny dla męża. Męczę się bo to gruba wełna i grube druty, a ja takich nie lubię. Muszę ją jednak zrobić, bo cały remont robi sam. Nawet za dużo nie marudzi na moje pomysły.

Teraz przepis na sernik krówkę dla tkaitki. Nie wiem skąd pochodzi. Jest w moim domu od dawna i zawsze się udaje
Składniki na ciemne ciasto 
1 szkl cukru, 
0,5 kostki margaryny 
2 łyżki kakao 
7 łyżek 
wody cukier waniliowy 
Te składniki rozpuścić i schłodzić. Następnie dodać 3 żółtka 1,5 szkl mąki 1 łyżka proszku do pieczenia Wymieszać i na koniec dodać pianę z 3 białek. Wylać ciemne ciasto na blachę.
Masa serowa
60 dkg zmielonego twarogu,ale może być też trochę więcej
3 żółtka 
1 szkl cukru budyń waniliowy 
3 ubite białka 
Wszystko zmieszać i kłaść nieregularnie łyżką na ciemne ciasto. Piec 45 min w 180 stopniach. To jest przepis na średnią blachę, nie taką z wysposażenia kuchenki. 

Ata co do Brysi to sama zastanawiam się naprawdę czy nie iść z nią do psychiatry. Przeszła już kilka terapii psychologicznych i stwierdzono, że nic więcej nie można zrobić, bo ona potrafi rozróżniać dobro od zła. Jej zachowanie to prawdopodobnie demonstracja tęsknoty za rodzicami, którzy ja olewają. Niestety na pewno tez   na co dzień od różnych ludzi słyszy negatywne opinie na ich temat. 
Dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam nowych obserwatorów. Na temat mojego remontu i reakcji na nowe meble napiszę już wkrótce.

niedziela, 13 czerwca 2010

Smutno mi...

Jakoś ostatnio spotyka mnie dużo przykrości. Po pierwsze to Brysia znowu zrobiła w swoim pokoju mały pożar. Zapaloną zapałkę włożyła między ubrania w jej szafie. Na szczęście trafiło na kurtkę przeciwdeszczową, taką całkiem sztuczną to się wszystko tylko stopiło w bryłę. Ale było dymu.... Po drugie przedwczoraj było u nas gradobicie. Pierwszy raz w życiu przeżyłam taką nawałnicę i bałam się. Grad był wielkości od grochu do dużej czereśni. Moje pelargonie na balkonie pokazane w którymś poście przeszły chyba do historii. Mało co z nich zostało. Z warzywami też jest strasznie. W tym roku nie zawekuję jak zwykle 100 słoików ogórków. Owoców było mało na drzewach a teraz nie ma nic. W domu straszny bałagan. remont to remont ale remont kuchni to już kataklizm. Będzie montowana we wtorek. Dzisiaj po obiedzie rozbieramy resztki starych mebli. Bardzo się cieszę na te nowe meble kuchenne. W większości zarobiłam na nie robiąc ozdoby wielkanocne. Udało mi si ich bardzo dużo zrobić i sprzedać. Po raz pierwszy miałam odciski od szydełka. Myślę,że moja kuchnia nie bardzo spodoba się tutejszym ludziom. Jak zwykle wyjdę poza nawias tutejszych gustów. To nie pierwszy raz. Robię jednak to co mi się podoba. Nie musi przecież podobać się wszystkim. Na pożegnanie kuchni dzisiaj będzie ulubiony obiad dzieci a więc kotlety z piersi kurczaka w płatkach kukurydzianych. Następne dwa dni suchy prowiant. Zakwitł mi kolejny kwiatek

A na koniec robótkowo czyli kolejna szkatułka. Ta przeznaczona jest dla siostry męża na imieniny. Na jakiś czas chcę odpocząć od ich robienia. Znudziły mi się trochę. Wyplotłam po raz pierwszy koszyk z wikliny papierowej i spodobało mi się. Myślę, że jeszcze do tego wrócę. Na razie mój kosz jest w stanie jakby surowym. Czeka go malowanie. Jak wyschnie to go zaprezentuję. Ja to mam chyba nie całkiem po kolei. Tu bałagan, remont, kłopoty a ja ciągle coś wymyślam i ręce muszą być ciągle zajęte. Jedno ze zdjęć pokazuje szkatułkę, która leży na kwiatach przed wejściem do domu

piątek, 11 czerwca 2010

Różności

Dzisiaj najpierw odpowiem na Wasze komentarze:

Ela P Dziękuję za miłe słowa, oto przepis na rurki. Jest bardzo prosty.
  • 0.5 kg mąki
  • kostka margaryny (25 dag)
  • 1 jajko
  • 250 ml gęstej śmietany 12%
  • jajko plus cukier rafinowany (na wierzch) 
 Mąkę, zimną margarynę, 1 jajko i śmietanę (też z lodówki) posiekać szybko na stolnicy, krótko zagnieść do połączenia składników Zapakować w foliowy woreczek i schować na noc do lodówki.  Ciasto cienko rozwałkować, przy czym składać je kilka razy na pół (to wspomaga efekt ciasta francuskiego). Wykrawać paski szer. 3cm. długości 30-40cm. Owinąć foremki zaczynając od cienszego końca. Drugie jajko rozbełtać i smarować rurki z jednej strony, potem maczać w cukrze rafinowany  Piec w temp. 180-200°C, przez ok. 15 min. Od razu zdejmować z blachy i z foremek, bo skarmelizowany cukier lubi sklejać na amen! Napełniać bitą śmietaną lub kremem, owocami itp.
Przepis pochodzi z serwisu Wielkie Zarcie.

Lucyna, tkaitka, KonKata, Marta, eve-jank, Gabriela, bean za Waszą radą postanowiłam nie farbować chanelki. Już ją skończyłam. Rękawki też dorobione. Czekam na halkę aby ją pokazać. O tym, że jestem za stara na ten kolor to pewnie nie raz jeszcze usłyszę bo takie zdanie ma moja teściowa.

Lucyna, tkaitka, Gabriela fajnie, że gotujecie także zupę szczawiową. W miejscowości gdzie mieszkam jest dużo innych różnic w jadłospisie, ale o tym może przy innej okazji. 

A teraz zdjęcia
Najpierw przedstawiam mojego kota Bonifacego. Charakter ma bardzo odpowiedni do imienia.

Teraz najłatwiejszy sernik-krówka, który upiekłam na niedzielę, bo przy tej temperaturze nie miałam ochoty
robić czegoś skomplikowanego

I na koniec zdjęcia mojej motylkowej pracki na wymiankę u Lucyny. Dawno zrobiona szkatułka i wysłana, ale bez odzewu


środa, 9 czerwca 2010

Szczaw i kwiaty

Zaczyna się czas zapraw. Zanim urosną warzywa, to na szczęście minie jeszcze sporo czasu. Co do owoców to chyba w tym roku się nie przemęczę. Nie będzie ich dużo. Jako pierwszy wekuję szczaw. Używam go  do gotowania chłodniku mojej mamy ( pochodzi z Wileńszczyzny) i na zupę. Ciekawa jestem czy ktoś oprócz mnie gotuje i lubi zupę szczawiową, bo co dotyczy chłodniku to każdy robi według innego przepisu. Gdy wyszłam za mąż (oj dawno to było) to tu gdzie mieszkam patrzono na mnie jak na ufoludka gdy zbierałam na łące szczaw i gotowałam zupę. Do tej pory kto jeszcze jej nie spróbował to się dziwi.


W domu zakwitła chińska róża. Rodzinka podśmiewa się, że rozmawiam z kwiatami. Coś jest w tym prawdy. Róży zagroziłam, że jak nie zacznie lepiej rosnąc i kwitnąc to ją wywalę i efekt jest.

A na koniec pokażę kilka moich kwiatów, które otaczają mój dom. Są to lobelie po raz pierwszy w tym roku liliowe (zawsze były białe lub niebieskie), moje pelargonie na balkonie i niecierpki, które wyrosły od nasionek
.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Moja chanelkowa wariacja

Niby dzisiaj skończyłam moją chanelkę. Niby bo postanowiłam dorobić jej rękawki. Po przymierzeniu doszłam do wniosku, że takiej nie będę nosić. Po pierwsze mam grube ręce i nie noszę nic bez rękawów, a po drugie będzie bielszy pasek bez opalenizny. Większość czasu spędzam na powietrzu, nawet dziergając, więc nie ma siły żeby nie złapało mnie słońce. Tak więc sukienka nadal w robocie.
Skończyłam też pracki na wymiankę u Maranty. Jestem zadowolona z efektu, ale oczywiście nie mogę jeszcze nic pokazać. Ciekawa jestem czy dotarł mój prezencik na wymianę u Lucyny, który wysłałam już 2 tygodnie temu.
No i na koniec zdjęcia tej mojej chanelkowej wariacji. Jest robiona ze starych nici grubości podobnej do maxi. Mam pytanie: Jak Wam się podoba ten kolor??? Ja zastanawiam się czy sukienki nie przefarbować. Nie jestem czasami za stara na ten kolor?? Zdania moich znajomych są podzielone

To pierwsze zdjęcie wierniej oddaje kolor sukienki

sobota, 5 czerwca 2010

Zapraszam na rurki z kremem

Nareszcie jest ciepło, chociaż jak zwykle tu na Kaszubach dokucza wiatr. Wczoraj i dzisiaj zrywało mi pranie z linek. Mogę nareszcie robótkowac na powietrzu mając przed sobą ładne widoki. U nas przyroda dopiero się budzi. Zieleń jest jeszcze zielona a kolor kwiatów jaskrawy.
Jak zwykle przed każdą niedzielą zajęłam się sprzątaniem i pieczeniem. Dzisiaj są to rurki półfrancuskie z kremem. Nie miałam dobrej śmietany więc są z kremem budyniowym. Lubią je u nas wszyscy, bo nie ze wszystkimi wypiekami tak jest. Mój starszy syn nie lubi jak jest dużo bakalii, a młodszy ciasta z wiórkami kokosowymi. Chyba ich rozpuściłam. Nawet na pewno tak jest.

A tak wyglądają moje rurki. Kto się poczęstuje??

czwartek, 3 czerwca 2010

Komplet na roczek

Trochę przeciągnęło się wykończenie tego kompletu.
Wszystko dlatego, że nie umiem odmawiać ludziom, gdy mnie proszą o przysługę. Wczoraj kilka godzin szyłam zasłony dla sąsiadki. Czasami zastanawiam się czy ludzie odwiedzają mnie z sympatii, czy dlatego, że nie odmówię i nie poproszę o zapłatę. Bardzo się cieszę z każdych odwiedzin ale czasami czuję się wykorzystywana. Kawa i coś słodkiego są zawsze. A właśnie, muszę zrobić zapas moich lodów, bo się skończyły. Ciasto szybko znika, a lody w zamrażarce to zapas dla niespodziewanych gości.
Staram się łapać wolne chwile i dziergać. Najwięcej pracy mam z wymianką u Maranty. Jak zwykle jestem ambitna i będą to pracochłonne prezenty dla mojej wylosowanki.
W najbliższym czasie, czyli chyba jutro będę musiała jednak odłożyć robótki i wziąć się za naprawy, bo  Brysia zrobiła dziury w najlepszych spodniach. W weekend jest u ojca ale w poniedziałek znowu do szkoły nie będzie co ubrać.
No to teraz zdjęcia kompletu. Mam nadzieję, że wkrótce pokażę jak wygląda on na solenizantce.

wtorek, 1 czerwca 2010

Moja rodzina zastępcza-Brygida

Nie myślałam, że tak szybko napiszę na ten temat, ale mnie po prostu roznosi. Muszę się wygadać. Za kilka dni miną cztery lata odkąd Brysia jest w naszej rodzinie. Gdy zapytano wtedy  mnie z mężem czy ewentualnie zostaniemy rodziną zastępczą dla naszej chrześniaczki, bez wahania wyraziliśmy zgodę. Wiedzieliśmy, od jakiegoś czasu, że w rodzinie kuzyna męża źle się dzieje. Kiedyś zostaliśmy rodzicami chrzestnymi tego dziecka i to zobowiązuje. Tak z punktu widzenia naszej wiary wiem, że zrobiliśmy dobrze, ale tak po ludzku bardzo tego żałujemy. Mój mąż już dawno zaczął mnie namawiać do rezygnacji. Ja ciągle trwam, bo wiem że dziecko wylądowałoby w domu dziecka i byłoby źle. Jeżeli my mamy takie z nią kłopoty to co byłoby tam???? Wczoraj Brysia znowu mnie okradła. Nie była to duża suma, ale to nie pierwszy raz. Przeżyliśmy już wiele np. podpalenie domu, kradzieże w sklepach, agresja w szkole. Żadne terapie psychologiczne nie skutkują. Zaczynam poważnie wątpić w słuszność własnego postępowania. Niby Centrum Pomocy Rodzinie, szkoła, kurator sądowy twierdzą, że zrobiliśmy dużo, że widać postępy,  ale tak na co dzień to mam ochotę wyć z bezradności.  Przez matkę dziecka ciągle jesteśmy ciągani po sądach. Ojciec niby nas popiera ale jest niewydolny wychowawczo. Obydwoje mają ograniczone prawa rodzicielskie. Brysia dużo przeżyła złych chwil, ale czy można  tym zawsze usprawiedliwiać jej zachowanie???   Większość ludzi żyjących obok nas jest życzliwa i przyjazna, ale niestety jak to zawsze bywa znajdą się też tacy, którzy mają nam za złe to, że zaopiekowaliśmy się Brysią. Chodzą plotki, że dostajemy za nią dużą kasę. Czasami mam ochotę wywiesić ogłoszenie na domu, że  dostajemy na to dziecko aż 658zł.  Chodzę dzisiaj zła, wściekła i łzy mi lecą z oczu. Uch no to się wygadałam.

A teraz z innej beczki. Ponieważ zaczynamy remont, więc postanowiłam zrobić jakby dokumentację fotograficzną  części roślin domowych, które mogą ucierpieć.


I na koniec kaktusy: